"Lekcja martwej mowy" jest piątą częścią przygód Jakuba Sterna, które mają miejsce w Polsce i we Lwowie w czasach kiedy rządy sprawował Władysław Gomułka. Żałuję, że to moja pierwsza książka tej serii. Szybko będę musiała nadrobić te zaległości.
Jakub Stern i Wilga de Brie wracają do Lwowa z pewną misją. Dlaczego były współpracownik zaprasza ich do Lwowa? Komu mogą ufać, a komu wręcz przeciwnie? Kim jest tajemniczy K, o którym w raportach donosi Wanda? Dla kogo ona pracuje? O czym był artykuł, który miał pojawić się w "Kurierze" 1 września 1939 roku? To tylko nieliczne pytania, które zadawałam sobie podczas lektury.
Tłem dla całej fabuły jest wojna z bolszewikami, interwencja wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji oraz sowiecka okupacja Lwowa. Swoją drogą, autor świetnie pokazał realia panujące w tamtym okresie. Bohaterowie są żywi, wręcz namacalni, bardzo łatwo się z nimi utożsamić i przeżywać to samo, co oni. Bardzo polubiłam Sterna wraz z Wilgą. Z kolejnych kartek powieści, składamy w całość kawałki ich przeszłości.
Książka napisana jest dość prostym językiem, a występujące tu rosyjskie zwroty są przetłumaczone na język polski tak by dodatkowo oddawały klimat sowieckiego Lwowa. W powieści króluje narrator trzecioosobowy, jednak zarówno raporty niejakiej Wandy oraz retrospekcja Sterna pisane są w pierwszej osobie, co jest wspaniałym urozmaiceniem. Dzięki temu zabiegowi, możemy również bardziej wczuć się w postaci.
Każde słowo historii chłonęłam z zapartym tchem, nie mogąc się od niej oderwać. Posiada ona niespodziewane zwroty akcji, intrygę i tajemnicę. Z czystym sumieniem mogę polecić ją wszystkim pasjonatom historii. Osoby, które uwielbiają sensację, też znajdą coś dla siebie. Polecam przeczytanie również wcześniejszych części, wtedy z pewnością opowieść będzie łatwiej przyswajalna przez czytelnika.
Natalijka
Napisane przez MS
dnia 19.04.2018 12:01 ·
0 komentarzy ·
2157 czytań ·